W czwartym odcinku
Łódzkich Ciekawostek zapraszamy Was do zapoznania się z sylwetką
jednego z najznakomitszych współczesnych ambasadorów Łodzi w
Europie. Karl Dedecius- człowiek, który odkrył dla Niemców polską
literaturę i przez wiele lat pracował na rzecz dialogu
polsko-niemieckiego to szanowany w świecie tłumacz i eseista.
Pierwszy raz usłyszałem jego nazwisko w 2006 roku, odwiedzając
rodzinę w Niemczech. W Darmstadt, tuż obok najbardziej malowniczego
punktu miasta, znajduje się instytut jego imienia. Sześć lat temu
bardziej interesowały mnie jednak mistrzostwa świata w piłce
nożnej i to, czy Francja pokona Brazylię w walce o półfinał.
Oczy wszystkich były zwrócone na pobliski Frankfurt,a ja
zapomniałem o Dedeciusie. Aż do teraz. Chcąc jak najlepiej
wykorzystać końcówkę wakacji, chętnie odpowiedzieliśmy na
zaproszenie z Niemiec. Na miejscu, oprócz ciepłego przyjęcia i
świetnej pogody znaleźliśmy coś jeszcze. Książkę, która
kusiła jeszcze przed otwarciem, magnetycznie przyciągając już z
okładki rzędem granatowych liter, układających się w napis:
Karl Dedecius.
Europejczyk z Łodzi. Wspomnienia.
Ciężko jest
jednoznacznie określić narodową przynależność Karla Dedeciusa.
Pochodzący z niemieckiej rodziny, która przywędrowała do miasta
włókniarzy z Czech, idealnie wpisuje się w charakter przedwojennej
Łodzi i jej wieloetniczny tygiel, w którym mieszały się języki,
kultury, religie i zwyczaje, a obok imponujących pałaców
fabrykantów raziły ubogie, drewniane chatki robotników.
Rodzina Dedeciusa była
zawieszona pomiędzy nimi, dziś powiedzielibyśmy, że stanowiła
klasę średnią- matka pracowała w fabryce i zajmowała się
domem, a ojciec był urzędnikiem państwowym. Najprawdopodobniej po
nim Dedecius odziedziczył łatwość przyswajania języków (Gustaw
Dedecius władał biegle czterema) i niezwykłe połączenie
niemieckiej solidności z wrażliwą, słowiańską duszą.
W domu Dedeciusów
zamiennie stosowano dwa języki- niemiecki oraz polski, którym
posługiwała się większość mieszkańców Łodzi. Dzięki temu,
Dedecius bez problemów mógł zaaklimatyzować się w Gimnazjum im.
Stefana Żeromskiego. Jego rodziców- obok przyczyn ekonomicznych
(Łódzkie Gimnazjum Niemieckie było dwukrotnie droższe)- do wyboru
tej szkoły skłonił nowo-powstały profil humanistyczny. Jak się
okazało- był to przełomowy moment w życiu wieloletniego dyrektora
Deutsche- Polen Institut w Darmstadt. To właśnie tutaj rozkwitła
jego literacka pasja i zamiłowanie do polskiej poezji, które
towarzyszyły mu przez całe dorosłe życie.
Tak wspomina w swojej
autobiografii:
Jestem właściwie
dość pewien: moją skłonność do buntu i umiłowania wolności
zawdzięczam zaraźliwej lekturze epickich, lirycznych i
dramatycznych utworów Adama Mickiewicza, natomiast ochotę do
śmiechu, upodobanie do satyr, a później- bardziej wyrafinowane- do
parodiowania znanych autorów (co po osiągnięciu pewnej dojrzałości
musiało w konsekwencji doprowadzić do zrodzenia się pasji
tłumaczenia, przekładania, zniemczania, czyli do mojej późniejszej
obsesji) wywodzi się od Tuwima (s.61).
W 1939 roku, po zdaniu
matury, Dedecius planował podjąć studia w Państwowym Instytucie
Sztuki Teatralnej w Warszawie. Nie zdążył. Jego marzenia brutalnie
przekreślił wybuch wojny. Sytuacja łódzkich Niemców była
niezwykle skomplikowana- wielu z nich niejako "na siłę"
zostało przez Rzeszę przemianowanych na "volksdeutschów",
a tych, którzy opierali się systemowi, spotykały represje i
upokorzenia. Gustaw Dedecius, odmawiając wstąpienia do NSDAP został
zdymisjonowany z pracy, ale jako poliglota był przydatny Niemcom i
nie podjęto wobec niego dodatkowych kroków.
Również młody Karol
stanowczo opowiadał się przeciwko nazistom. W swojej biografii po
latach wyznaje:
Jedno było pewne: nie
chciałem zostać członkiem żadnej organizacji partyjnej. Ale
chociaż mi się to udało, mój opór chyba nazbyt rzucał się w
oczy. Nie przestrzegałem zarządzenia, które wymagało w miejscach
publicznych pozdrawiać "niemieckim pozdrowieniem". Byłoby mi wstyd
przed moimi polskimi szkolnymi kolegami. Poza tym nakazano mi
odżegnać się od polskich znajomych, co w ogóle nie wchodziło w
rachubę (...). Niby dlaczego? Nie mógłbym już wtedy nigdy więcej
spojrzeć im w oczy (s. 102).
Pomimo
tego został wcielony do wojska, a na przełomie 1942 i 1943 roku
brał udział w walkach o Stalingrad, gdzie dostał się do niewoli.
Kolejne lata spędzał w obozach, ucząc się języka rosyjskiego i
zagłębiając się w twórczość Lermontowa i Puszkina.
W
grudniu 1949 roku odzyskał wolność, jednak była ona pozorna.
Podczas wojny matka Dedeciusa zmarła na raka, jego ojciec padł
ofiarą jednego z samosądów, w przeddzień wkroczenia wojsk
radzieckich do Berlina1.
Powrót do Łodzi był niemożliwy, Dedecius wylądował w Niemczech,
początkowo w NRD, skąd pod koniec 1952 roku przeniósł się na
zachód w obawie przed "szpiclowskim systemem":
Oczekiwaliśmy
narodzin drugiego dziecka. Wciąż słyszano o aresztowaniach i
deportacjach przez Sowietów i enerdowskie Stasi- za dowcipy i żarty
polityczne, za rzucone mimochodem głupawe uwagi. Czy dzieci miały
wzrastać w atmosferze przepełnionej strachem? Kiedy Elvi (żona
Dedeciusa, w tamtym okresie pracowała jako nauczycielka w szkole
podstawowej- przyp. JS) i jej brat Arno przynieśli z rad
pedagogicznych "odgórne" zalecenie, że nauczyciele mają wypytywać
uczniów o przekonania rodziców, obie rodziny zdecydowały się na
ucieczkę na zachód.
Przez
następne lata Dedecius pracował w towarzystwie ubezpieczeniowym, w
wolnym czasie tłumacząc polskie utwory i nawiązując znajomości
wśród redaktorów kulturalnych, wydawców i -przede wszystkim-
twórców. Przekłady Łodzianina ukazywały się w czasopismach, a w
1959 roku doprowadził do pierwszej książkowej prezentacji polskiej
poezji współczesnej. To zapoczątkowało wieloletnią, momentami
tytaniczną pracę dla zbliżenia dwóch niechętnych sobie światów
i ich kultur. Dzięki swojej wytrwałości, zapałowi i pogodnemu
usposobieniu, Europejczyk z Łodzi rozszerzał sieci kontaktów,
coraz bardziej zagłębiając się w trudną poezję Polski.
Korespondował i przyjaźnił się m.in. z Przybosiem, Szymborską i
Herbertem, fascynowały go pełne trafnych obserwacji aforyzmy Leca i
powściągliwość Miłosza, a ze szczególną sympatią wspomina
Tadeusza Różewicza, z którym- jak sam twierdzi- wymienił prawie
200 listów. Nadal dzielił swój czas pomiędzy pracę oraz dwie
największe miłości: rodzinę i literaturę.
Rok
1978 przyniósł kolejny przełom. Po 25 latach Dedecius odszedł z
towarzystwa ubezpieczeniowego Allianz, podejmując się misji
stworzenia instytutu kultury, służącego rozwojowi dialogu między
Niemcami a Polską. 11 marca 1980 roku nastąpiło uroczyste otwarcie
Deutsches Polen- Institut w Darmstadt, Karla Dedeciusa powołano na
jego dyrektora. Na przełomie lat 1997/1998, gdy przechodził na
emeryturę, pozostawił za sobą wspaniały dorobek:
pięćdziesięciotomową serię Polnische Bibliothek, siedem
tomów Panoramy literatury polskiej XX wieku, zbiory esejów o
polskiej literaturze i kulturze, a także liczne odczyty, spotkania i
wystąpienia, dzięki którym przybliżał Niemcom polski dorobek
literacki. Niektórzy twierdzą nawet, że to dzięki niemu i
odkryciu dla Europy Zachodniej ich poezji, Miłosz i Szymborska
otrzymali literacką Nagrodę Nobla.
Karl
Dedecius, nazwany przez prof. Krzysztofa Kuczyńskiego "Czarodziejem
z Darmstadt", doczekał się licznych nagród i odznaczeń, w tym
Orderu Orła Białego (3 maja 2003 roku). Pięć wyższych uczelni
nadało mu tytuł doktora honoris causa. Jedną z nich jest
Uniwersytet Łódzki, który ponadto- od 2008 roku- z inicjatywy
Katedry Badań Niemcoznawczych i wspomnianego wyżej prof.
Kuczyńskiego wydaje Rocznik Karla Dedeciusa. W Muzeum
Historii Miasta Łodzi poświęcono mu stałą ekspozycję, a od 19
listopada 2002 roku imię Karla Dedeciusa nosi Gimnazjum nr 43 w
Łodzi.
Na
tylnej okładce autobiografii tego niezwykłego Łodzianina, honorowego obywatela naszego miasta oprócz
notki biograficznej znajdujemy fragment listu Tadeusza Różewicza do
Dedeciusa- chyba najlepsze podsumowanie sylwetki 91-letniego
Europejczyka, od lat wiernemu literaturze i św. Hieronimowi,
patronowi tłumaczy:
Jesteś człowiekiem,
który działanie przemienia w sztukę.
Jesteś poetą, który
włada nie jednym językiem, ale językami!
Jesteś więc synem
wielu narodów i wielu kultur.
W
pracach nad tekstem (z wielką przyjemnością) sięgałem po
autobiografię Karla Dedeciusa Europejczyk z Łodzi. Wspomnienia.
Dawno nie czytałem książki z taką przyjemnością- Dedecius
odbiega od klasycznej biografii. Prawda, pełno w niej historii:
wzruszających wspomnień z dzieciństwa i kontrastującego z nimi,
przerażającego koszmaru wojny, przywołującego na myśl twórczość
Herlinga- Grudzińskiego. Ponadto, autor zamieścił pokaźną liczbę fragmentów korespondencji czy zabawnych
anegdot z polskimi poetami w rolach głównych. Jednak, obok nich
autor przedstawia również subiektywną antologię liryki- głównie
polskiej, która stała się dla niego życiową pasją. Dedeciusa po
tej lekturze trudno nie polubić- pogodny, dowcipny i skromny, z
mądrością i bez zbędnego zadęcia toczący swoją pasjonującą
opowieść. Dla wszystkich zainteresowanych- biografia Karla
Dedeciusa jest dostępna w zbiorach Biblioteki Uniwersytetu
Łódzkiego.
Jędrzej Szynkowski
1 W
1945 roku w Łodzi panował chaos- przerażeni Niemcy wycofywali się
w obawie przed armią czerwoną, opuszczając swoje domy, porzucając
majątki. Te padały łupem złodziejaszków, a wielu Niemców,
niezależnie od ich faktycznego poparcia dla Hitlera, w krwawych
samosądach stawało się ofiarami poszukujących sprawiedliwości "na własną rękę" partyzantów- mścicieli. Pomijając bezsens i
okrucieństwo wojny, żal i nienawiść do niedawnego okupanta,
trzeba zwrócić uwagę na specyficzną sytuację łódzkich
Niemców. Wiele rodzin od pokoleń mieszkało w mieście,
przybywając do Łodzi w latach 30. XIX wieku, na fali tekstylnego
boomu. W tamtych czasach nie istniało jeszcze zjednoczone państwo,
a jedynie liczne księstwa. Nie byli Niemcami w sensie obywatelstwa,
jedynie wspólnoty języka i kultury, gnani w poszukiwaniu lepszego
życia z Bawarii, Meklemburgii oraz innych ziem. Ich domem, wspólnym
mianownikiem, stała się Łódź. Łódź, którą wraz z końcem
wojny porzucali w strachu o własną przyszłość i los bliskich.
Jedną z wielu tragicznych historii odszukały i opisały Małgorzata
Kozerawska i Joanna Podolska. O dramatycznym losie Biedermannów
można przeczytać tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz