wtorek, 28 sierpnia 2012

Łódzkie ciekawostki #4- Łódzki ślad w Niemczech

W czwartym odcinku Łódzkich Ciekawostek zapraszamy Was do zapoznania się z sylwetką jednego z najznakomitszych współczesnych ambasadorów Łodzi w Europie. Karl Dedecius- człowiek, który odkrył dla Niemców polską literaturę i przez wiele lat pracował na rzecz dialogu polsko-niemieckiego to szanowany w świecie tłumacz i eseista. Pierwszy raz usłyszałem jego nazwisko w 2006 roku, odwiedzając rodzinę w Niemczech. W Darmstadt, tuż obok najbardziej malowniczego punktu miasta, znajduje się instytut jego imienia. Sześć lat temu bardziej interesowały mnie jednak mistrzostwa świata w piłce nożnej i to, czy Francja pokona Brazylię w walce o półfinał. Oczy wszystkich były zwrócone na pobliski Frankfurt,a ja zapomniałem o Dedeciusie. Aż do teraz. Chcąc jak najlepiej wykorzystać końcówkę wakacji, chętnie odpowiedzieliśmy na zaproszenie z Niemiec. Na miejscu, oprócz ciepłego przyjęcia i świetnej pogody znaleźliśmy coś jeszcze. Książkę, która kusiła jeszcze przed otwarciem, magnetycznie przyciągając już z okładki rzędem granatowych liter, układających się w napis:

Karl Dedecius. Europejczyk z Łodzi. Wspomnienia.

Ciężko jest jednoznacznie określić narodową przynależność Karla Dedeciusa. Pochodzący z niemieckiej rodziny, która przywędrowała do miasta włókniarzy z Czech, idealnie wpisuje się w charakter przedwojennej Łodzi i jej wieloetniczny tygiel, w którym mieszały się języki, kultury, religie i zwyczaje, a obok imponujących pałaców fabrykantów raziły ubogie, drewniane chatki robotników.
Rodzina Dedeciusa była zawieszona pomiędzy nimi, dziś powiedzielibyśmy, że stanowiła klasę średnią- matka pracowała w fabryce i zajmowała się domem, a ojciec był urzędnikiem państwowym. Najprawdopodobniej po nim Dedecius odziedziczył łatwość przyswajania języków (Gustaw Dedecius władał biegle czterema) i niezwykłe połączenie niemieckiej solidności z wrażliwą, słowiańską duszą.
W domu Dedeciusów zamiennie stosowano dwa języki- niemiecki oraz polski, którym posługiwała się większość mieszkańców Łodzi. Dzięki temu, Dedecius bez problemów mógł zaaklimatyzować się w Gimnazjum im. Stefana Żeromskiego. Jego rodziców- obok przyczyn ekonomicznych (Łódzkie Gimnazjum Niemieckie było dwukrotnie droższe)- do wyboru tej szkoły skłonił nowo-powstały profil humanistyczny. Jak się okazało- był to przełomowy moment w życiu wieloletniego dyrektora Deutsche- Polen Institut w Darmstadt. To właśnie tutaj rozkwitła jego literacka pasja i zamiłowanie do polskiej poezji, które towarzyszyły mu przez całe dorosłe życie.
Tak wspomina w swojej autobiografii:

Jestem właściwie dość pewien: moją skłonność do buntu i umiłowania wolności zawdzięczam zaraźliwej lekturze epickich, lirycznych i dramatycznych utworów Adama Mickiewicza, natomiast ochotę do śmiechu, upodobanie do satyr, a później- bardziej wyrafinowane- do parodiowania znanych autorów (co po osiągnięciu pewnej dojrzałości musiało w konsekwencji doprowadzić do zrodzenia się pasji tłumaczenia, przekładania, zniemczania, czyli do mojej późniejszej obsesji) wywodzi się od Tuwima (s.61).

W 1939 roku, po zdaniu matury, Dedecius planował podjąć studia w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej w Warszawie. Nie zdążył. Jego marzenia brutalnie przekreślił wybuch wojny. Sytuacja łódzkich Niemców była niezwykle skomplikowana- wielu z nich niejako "na siłę" zostało przez Rzeszę przemianowanych na "volksdeutschów", a tych, którzy opierali się systemowi, spotykały represje i upokorzenia. Gustaw Dedecius, odmawiając wstąpienia do NSDAP został zdymisjonowany z pracy, ale jako poliglota był przydatny Niemcom i nie podjęto wobec niego dodatkowych kroków.
Również młody Karol stanowczo opowiadał się przeciwko nazistom. W swojej biografii po latach wyznaje:

Jedno było pewne: nie chciałem zostać członkiem żadnej organizacji partyjnej. Ale chociaż mi się to udało, mój opór chyba nazbyt rzucał się w oczy. Nie przestrzegałem zarządzenia, które wymagało w miejscach publicznych pozdrawiać "niemieckim pozdrowieniem". Byłoby mi wstyd przed moimi polskimi szkolnymi kolegami. Poza tym nakazano mi odżegnać się od polskich znajomych, co w ogóle nie wchodziło w rachubę (...). Niby dlaczego? Nie mógłbym już wtedy nigdy więcej spojrzeć im w oczy (s. 102). 

Pomimo tego został wcielony do wojska, a na przełomie 1942 i 1943 roku brał udział w walkach o Stalingrad, gdzie dostał się do niewoli. Kolejne lata spędzał w obozach, ucząc się języka rosyjskiego i zagłębiając się w twórczość Lermontowa i Puszkina.
W grudniu 1949 roku odzyskał wolność, jednak była ona pozorna. Podczas wojny matka Dedeciusa zmarła na raka, jego ojciec padł ofiarą jednego z samosądów, w przeddzień wkroczenia wojsk radzieckich do Berlina1. Powrót do Łodzi był niemożliwy, Dedecius wylądował w Niemczech, początkowo w NRD, skąd pod koniec 1952 roku przeniósł się na zachód w obawie przed "szpiclowskim systemem":

Oczekiwaliśmy narodzin drugiego dziecka. Wciąż słyszano o aresztowaniach i deportacjach przez Sowietów i enerdowskie Stasi- za dowcipy i żarty polityczne, za rzucone mimochodem głupawe uwagi. Czy dzieci miały wzrastać w atmosferze przepełnionej strachem? Kiedy Elvi (żona Dedeciusa, w tamtym okresie pracowała jako nauczycielka w szkole podstawowej- przyp. JS) i jej brat Arno przynieśli z rad pedagogicznych "odgórne" zalecenie, że nauczyciele mają wypytywać uczniów o przekonania rodziców, obie rodziny zdecydowały się na ucieczkę na zachód.

Przez następne lata Dedecius pracował w towarzystwie ubezpieczeniowym, w wolnym czasie tłumacząc polskie utwory i nawiązując znajomości wśród redaktorów kulturalnych, wydawców i -przede wszystkim- twórców. Przekłady Łodzianina ukazywały się w czasopismach, a w 1959 roku doprowadził do pierwszej książkowej prezentacji polskiej poezji współczesnej. To zapoczątkowało wieloletnią, momentami tytaniczną pracę dla zbliżenia dwóch niechętnych sobie światów i ich kultur. Dzięki swojej wytrwałości, zapałowi i pogodnemu usposobieniu, Europejczyk z Łodzi rozszerzał sieci kontaktów, coraz bardziej zagłębiając się w trudną poezję Polski. Korespondował i przyjaźnił się m.in. z Przybosiem, Szymborską i Herbertem, fascynowały go pełne trafnych obserwacji aforyzmy Leca i powściągliwość Miłosza, a ze szczególną sympatią wspomina Tadeusza Różewicza, z którym- jak sam twierdzi- wymienił prawie 200 listów. Nadal dzielił swój czas pomiędzy pracę oraz dwie największe miłości: rodzinę i literaturę.
Rok 1978 przyniósł kolejny przełom. Po 25 latach Dedecius odszedł z towarzystwa ubezpieczeniowego Allianz, podejmując się misji stworzenia instytutu kultury, służącego rozwojowi dialogu między Niemcami a Polską. 11 marca 1980 roku nastąpiło uroczyste otwarcie Deutsches Polen- Institut w Darmstadt, Karla Dedeciusa powołano na jego dyrektora. Na przełomie lat 1997/1998, gdy przechodził na emeryturę, pozostawił za sobą wspaniały dorobek: pięćdziesięciotomową serię Polnische Bibliothek, siedem tomów Panoramy literatury polskiej XX wieku, zbiory esejów o polskiej literaturze i kulturze, a także liczne odczyty, spotkania i wystąpienia, dzięki którym przybliżał Niemcom polski dorobek literacki. Niektórzy twierdzą nawet, że to dzięki niemu i odkryciu dla Europy Zachodniej ich poezji, Miłosz i Szymborska otrzymali literacką Nagrodę Nobla.
Karl Dedecius, nazwany przez prof. Krzysztofa Kuczyńskiego "Czarodziejem z Darmstadt", doczekał się licznych nagród i odznaczeń, w tym Orderu Orła Białego (3 maja 2003 roku). Pięć wyższych uczelni nadało mu tytuł doktora honoris causa. Jedną z nich jest Uniwersytet Łódzki, który ponadto- od 2008 roku- z inicjatywy Katedry Badań Niemcoznawczych i wspomnianego wyżej prof. Kuczyńskiego wydaje Rocznik Karla Dedeciusa. W Muzeum Historii Miasta Łodzi poświęcono mu stałą ekspozycję, a od 19 listopada 2002 roku imię Karla Dedeciusa nosi Gimnazjum nr 43 w Łodzi.
Na tylnej okładce autobiografii tego niezwykłego Łodzianina, honorowego obywatela naszego miasta oprócz notki biograficznej znajdujemy fragment listu Tadeusza Różewicza do Dedeciusa- chyba najlepsze podsumowanie sylwetki 91-letniego Europejczyka, od lat wiernemu literaturze i św. Hieronimowi, patronowi tłumaczy:

Jesteś człowiekiem, który działanie przemienia w sztukę.
Jesteś poetą, który włada nie jednym językiem, ale językami!
Jesteś więc synem wielu narodów i wielu kultur.

W pracach nad tekstem (z wielką przyjemnością) sięgałem po autobiografię Karla Dedeciusa Europejczyk z Łodzi. Wspomnienia. Dawno nie czytałem książki z taką przyjemnością- Dedecius odbiega od klasycznej biografii. Prawda, pełno w niej historii: wzruszających wspomnień z dzieciństwa i kontrastującego z nimi, przerażającego koszmaru wojny, przywołującego na myśl twórczość Herlinga- Grudzińskiego. Ponadto, autor zamieścił pokaźną liczbę fragmentów korespondencji czy zabawnych anegdot z polskimi poetami w rolach głównych. Jednak, obok nich autor przedstawia również subiektywną antologię liryki- głównie polskiej, która stała się dla niego życiową pasją. Dedeciusa po tej lekturze trudno nie polubić- pogodny, dowcipny i skromny, z mądrością i bez zbędnego zadęcia toczący swoją pasjonującą opowieść. Dla wszystkich zainteresowanych- biografia Karla Dedeciusa jest dostępna w zbiorach Biblioteki Uniwersytetu Łódzkiego.


Jędrzej Szynkowski

1  W 1945 roku w Łodzi panował chaos- przerażeni Niemcy wycofywali się w obawie przed armią czerwoną, opuszczając swoje domy, porzucając majątki. Te padały łupem złodziejaszków, a wielu Niemców, niezależnie od ich faktycznego poparcia dla Hitlera, w krwawych samosądach stawało się ofiarami poszukujących sprawiedliwości "na własną rękę" partyzantów- mścicieli. Pomijając bezsens i okrucieństwo wojny, żal i nienawiść do niedawnego okupanta, trzeba zwrócić uwagę na specyficzną sytuację łódzkich Niemców. Wiele rodzin od pokoleń mieszkało w mieście, przybywając do Łodzi w latach 30. XIX wieku, na fali tekstylnego boomu. W tamtych czasach nie istniało jeszcze zjednoczone państwo, a jedynie liczne księstwa. Nie byli Niemcami w sensie obywatelstwa, jedynie wspólnoty języka i kultury, gnani w poszukiwaniu lepszego życia z Bawarii, Meklemburgii oraz innych ziem. Ich domem, wspólnym mianownikiem, stała się Łódź. Łódź, którą wraz z końcem wojny porzucali w strachu o własną przyszłość i los bliskich. Jedną z wielu tragicznych historii odszukały i opisały Małgorzata Kozerawska i Joanna Podolska. O dramatycznym losie Biedermannów można przeczytać tutaj.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz